niedziela, 25 stycznia 2015

63. Shoot


-         Wie, że jestem z powrotem w mieście i chce się spotkać – powiedziałam Justinowi.
Chłopak wziął mój telefon, odebrał i włączył tryb głośnomówiący.
Orlando: Marissa?
Justin: Nie, tu Justin.
Orlando: Czemu odbierasz jej telefony?
Justin: Bo jestem jej chłopakiem i nie chcę, żebyś do niej wydzwaniał!
Orlando: Gówno mnie obchodzi, czego chcesz. Będę do niej dzwonił, kiedy będę chciał. To nie ma nic-
Justin: Ona nie chce z tobą rozmawiać! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Podniosłeś na nią rękę i myślisz, że ma ochotę z tobą gadać?!
Justin stawał się czerwony. Potarłam jego plecy, żeby go uspokoić. Sięgnęłam po telefon, żeby coś powiedzieć, ale Justin mnie uprzedził i odszedł. Zeskoczyłam z lady i poszłam za nim.
Orlando: Zobaczę się z nią. Nie powstrzymasz mnie.
Justin: Przysięgam na Boga, jeśli się do niej zbliżysz, będziesz tego żałował.
Orlando: Gówno możesz mi zrobić.
Justin: Skopię ci tyłek gorzej, niż ostatni-
-         Justin, wystarczy – krzyknęłam i wyrwałam mu telefon
-         Jak długo do ciebie wydzwaniał? – wysłał mi spojrzenie.
-         To zaczęło się dzisiaj – spojrzałam na dół.
-         Czemu mi nie powiedziałaś?
-         To się właśnie stało, Justin!
-         Lepiej nie planuj spotkania się z nim – ostrzegał.
-         Czemu miałabym w ogóle chcieć go widzieć? – wzruszył ramionami.
-         Nie ufam mu.
-         Ja też nie – rzuciłam mój telefon na kanapę.
-         Rozpierdolę go – miał wyraz twarzy, jakiego nigdy nie widziałam.
-         Przestań, proszę – spojrzałam w inną stronę, żeby uniknąć jego wzroku.
-         Niech lepiej się do ciebie nie zbliża.
-         Okej, Justin!
-         Nie, to nie jest w porządku! Uderzył cię, a teraz chce cię zobaczyć! A potem co?! Co planuje zrobić, gdy cię spotka?! – krzyczał.
-         Nie wiem! Nie wiem! Nie chcę go widzieć. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, więc  przestań! Przestań na mnie krzyczeć!
Nagle Za wszedł do pokoju.
-         Ej, co się dzieje?
Zadzwonił ktoś do drzwi. Justin poszedł otworzyć i okazało się, że to nasze jedzenie.
-         Nic – usiadłam na kanapie.
-         Wyglądasz, jakbyś miała się zaraz rozpłakać, Ri – Za dołączył się.
-         Nic mi nie jest – odpowiedziałam i odgarnęłam włosy z twarzy.
Za przytaknął i odwrócił się do Justina.
-         Czy ja widzę jedzenie?!
-         Ta, chińskie – poinformował Justin.
Za zeskoczył z kanapy, a mój telefon zawibrował. Spojrzałam na Justina, który już patrzył na mnie. Chwyciłam go. Orlando. Wyszłam z pokoju i odebrałam.
Ja: Orlando, musisz przestać. Nie dzwoń do mnie więcej. Nie chcę cię widzieć i z tobą gadać. Zmieniam numer, więc zostaw mnie w spokoju.
Orlando: To brzmi, jakby Justin oplótł sobie ciebie wokół palca. Myślałem, że jesteś silniejsza.
Ja: Jestem z Justinem szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Nie dzwoń więcej.
Orlando: Dalej nie wyrównaliśmy rachunków!
Rzuciłam słuchawką.
-         To był on, prawda? – usłyszałam Justina głos.
-         Mhmm – zerknęłam przez ramię. – Zmienię jutro numer – zapewniłam.
-         Kochanie, ufam ci. Nie ufam jemu i nie chcę, żeby cię skrzywdził. To wszystko – podszedł do mnie.
-         Wiem – oplotłam ramiona wokół jego szyi.
-         Mówiłem ci od początku, że zrobię wszystko, żeby cię chronić – zaczepił się mojej talii i pocałował w ramię.
-         Kocham cię, Justin.
-         Też cię kocham – ścisnął mnie.
-         Miażdżysz mnie – zachichotałam.
-         Chodźmy zjeść – pocałował mój policzek i puścił.
Weszliśmy do kuchni. Po tym, jak zjadłam zaczęłam wędrować po domu. Znalazłam salę gimnastyczną, więc postanowiłam porzucać trochę do kosza. Dźwięk odbijanej piłki i echo mnie uspokoił. Zrobiło się ostatnio nerwowo, więc dobrze było mieć trochę czasu dla siebie.
Cofnęłam się, odbiłam kilka razy piłką i wycelowałam do kosza. Podbiegłam, żeby ją złapać.
-         Zróbmy coś ciekawszego – zobaczyłam Justina, który cwaniacko się uśmiechał.
-         Co masz na myśli, szefie? – rzuciłam do niego.
-         Za każdym razem, gdy trafię… - rzucił piłkę, która przeszła przez kosz – ty zdejmujesz jedno ubranie – pobiegł po piłkę.
-         Poważnie?
-         Yup, co ty na to?
-         Zróbmy to. Powodzenia – zrobiłam krok w tył.
-         Panie przodem – podał mi piłkę.
-         Skąd chcesz, żebym rzuciła? – spytałam.
Justin podszedł do mnie od tyłu, chwycił za biodra i przesunął do tyłu.
-         Właśnie tu – powiedział.
Obrałam sobie cel i śmiało rzuciłam. Nic innego, jak cel. Podeszłam do Justina, po czym zrzuciłam jego czapkę.
-         Twoja kolej – przyprowadziłam piłkę i dałam mu ją. – Chcę cię tu – pokierowałam go.
Podszedł, a ja stanęłam przed nim.
-         Co robisz?
-         Rzuć piłką – powiedziałam.
Ustawił się odpowiednio, a ja zaczęłam się śmieć, gdy rzucał. Nie trafił. Wybuchłam śmiechem i poleciałam po piłkę.
-         To tak gramy?
-         Taaak – jęknęłam.
-         Chodź tu – rozkazał.
Zrobiłam, co mi kazał.
-         I rzuć – powiedział.
Przygotowałam się i rzuciłam, kiedy Justin uderzył mnie w tyłek. Piłka nie dotarła nawet do poręczy.
-         Justin! – krzyknęłam.
-         HA HA HA – przedrzeźniał się.
-         Rzucaj! – nakazałam.
Zrobił to i trafił. Cholera. Podszedł do mnie, a ja westchnęłam. Uśmiechnął się i zaczął tańczyć przede mną podczas ściągania mi koszulki, przez co zostałam w staniku. Justin podał mi piłkę.
-         Rzuć skądkolwiek.
-         Ok – podeszłam prosto pod kosz i trafiłam.
-         To za łatwe! – marudził.
-         Zdejmuj koszulkę!
Rozebrał się i rzucił ubranie na ziemię.
-         Lubię tę grę – uśmiechnęłam się.
Chłopak poszedł rzucić piłkę, ale podbiegłam i zablokowałam go. Chwyciłam ją, po czym trafiłam po raz kolejny.
-         Zdejmuj spodnie – kozłowałam.
-         Jaka sprytna – powiedział, rozpinając spodenki.
Postanowiłam podejść i mu pomóc. Ubranie opadło do jego kostek, ale zanim się zorientowałam Justin trzymał już piłkę. Podbiegł do kosza i rzucił.
-         To jakaś kpina – mruknęłam.
-         Chodź tu – stał pod ścianą.
Podeszłam, a on odpiął moje spodnie. Trzymał mnie za talię, żeby mi pomóc.
-         Oszukiwałeś – odepchnęłam go zabawnie.
-         Nie umiesz przegrywać – oparł mnie o ścianę.
-         Ja wygrywam, o czym ty mówisz?
-         Myślę, że jednak ja – chwycił mnie za nogi i oplótł je wokół swojej talii.
-         Nie w- przeszkodził mi buziak. 
Justin przesunął mnie bliżej i pogłębił nasz pocałunek. Chwyciłam w dłonie jego twarz, a on chwycił mocniej moje uda, na co jęknęłam. 
_________________________
Hej! :D
Napiszcie, czy Wam się spodobał rozdział, bo to bardzo motywuje. Może być krytyka, Wasz nick na tt, cokolwiek. 
Wstawiam nowe rozdziały w każdą niedzielę. 
Zapraszam do obserwowania na twitterze @BodyRockPL 

Jeśli wygodniej Ci czytać na wattpadzie to tu <LINK>.
Zapraszam na nowe tłumaczenie, które tłumaczę wraz z 6 innymi dziewczynami z twittera KLIK  
Do następnej! :D

PS: Postanowiłam, że szablonu nie zmieniam, bo i tak za ok. miesiąc kończę tłumaczenie tego ff!

10 komentarzy:

  1. Żadnej krytyki, same pochwały. Dziekuje bardzo Kochana, bo nigdy mnie nie zawodzisz. ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Naprawdę fajna gra w kosza haha Ciekawe co będzie się działo z tym Orlando, bo na pewno będzie jakaś drama... :/
    Szkoda, że kończysz to ff :( Może mogłabyś jeszcze przemyśleć tą decyzję i kontynuować tłumaczenie 2 części? :)
    Uwielbiam to opowiadanie. :) /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego juz za miesiąc :( ? Świetny rozdzial jak zwykle Skarbie <3. @JuliaLyssowska

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe co ten Orlando chce. Niech się od nich odpieprzy i da im spokój..
    Rozdział genialny ,a najlepsza gra w kosza :D Już nie mogę się doczekać nexta ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. awh ten rozdział>>>
    A Orlando niech spierdala XD
    @opshxmmings

    OdpowiedzUsuń
  6. Orlando niech się odwali ugh nie lubię go.
    Justin się o nią martwi awwh kochany.
    Ale i tak gra w kosza >>>>>
    Nie mogę się doczekać kolejnego! ❤
    @sweetheartjus

    OdpowiedzUsuń
  7. ja chcę tak bardzo kolejny ♥ czekam

    OdpowiedzUsuń