czwartek, 4 czerwca 2015

Adres drugiej części BR




niedziela, 22 lutego 2015

72. Be Safe [OSTATNI]


Czytaj notkę pod rozdziałem!
_______________
-         Halo? – odebrałam telefon.
-         Kiedy wracasz do domu?
-         Do domu? – uśmiechnęłam się.
-         Tak, babe – potwierdził.
-         Już jestem – wchodziłam po schodach.
-         Pospiesz się, tęsknię – powiedział.
Skończyłam rozmowę i weszłam do pokoju.
-         Nie było mnie krótko – podeszłam do Justina i pocałowałam go.
-         Nie wiedziałem, gdzie poszłaś. Nie odbierałaś telefonów, ani nic. Martwiłem się – przyznał.
-         Przepraszam za to – poszłam do szafy i wzięłam jedną koszulkę Justina.
-         Gdzie byłaś? – spytał.
-         Musiałam się czymś zająć.
-         Czym?
-         Sprawiłam wizytę Orlando – założyłam koszulkę, po czym poprawiłam włosy i odwróciłam się do Justina.
-         Co?! – wrzasnął.
Ugryzłam się w policzek.
-         Musiałam! Wiedziałam, że jakbym ci powiedziała wcześniej, to byś mnie powstrzymywał. Zrobiłeś dzisiaj swoje, więc ja też.
Justin przesunął się z dala ode mnie.
-         Musiałam się upewnić, że się nie odegra. Nie zrobi tego i zawarliśmy rozejm.
-         Czemu nie mogłaś tego zostawić?
-         Z tego samego powodu, dla którego ty nie mogłeś. Szukałam cię dzisiaj! – odpowiedziałam.
-         To co innego! Poszłaś tam sama, mógł cię skrzywdzić! – wstał.
-         Ale mnie nie skrzywdził! April też tam była.
-         Myślisz, że ją obchodzisz? Ma na ciebie wylane tak samo, jak on!
-         To wszystko się dzieje przeze mnie. Musiałam sama rozwiązać ten problem – potrząsnęłam lekko głową.
-         Igrasz z ogniem, Ri. Nie wiemy, do czego ten człowiek jest zdolny.
-         Chcę po prostu z tym skończyć. To męczące – usiadłam na łóżku.
-         Kochanie, wiem, ale w rzeczywistości ten gościu jest szalony. Czekaj, czemu nie zamierza się zemścić?
-         Powiedział, że nie jest kablem – wtargnęłam pod kołdrę.
-         Taa, tylko damskim bokserem – powiedział sarkastycznie.
Głos, który słyszałam, stojąc pod drzwiami Orlando, dzwonił w moich uszach. To zaczynało się na mnie odbijać.
-         Ri? – Justin wyrwał mnie z oszołomienia. – Wszystko dobrze? – kontynuował.
-         Um, możesz mnie przytulić? – spojrzałam na niego.
Chłopak wstał, podchodząc do mnie szybko. Oplotłam ramię wokół jego szyi i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
-         Próbujesz być silna, ale nie radzisz sobie z tym. Wszystko będzie dobrze.
-         Szczerze, nie wiem, jak się czuję. Jestem bezradna – wyznałam.
Justin chwycił mnie mocniej.
-         Zawsze będę się o ciebie troszczył, nawet jak nie będę miał cię w zasięgu wzroku – bawił się moimi włosami.
-         Dobrze, potrzebuję tego – pomyślałam.
-         Kocham cię.
-         A ja ciebie – powiedział.
Wtuliłam się w jego klatę, po czym zasnęłam.

Kilka dni później wyjeżdżaliśmy z powrotem w trasę. Orlando nie dawał żadnych znaków, co uznałam za wielkie błogosławieństwo, bo wcześniej czułam się przez to strasznie.
-    Babe, skończyłaś się pakować?
-         Taa, prawie. Daj mi sekundę.
-         Nasz samolot odlatuje za godzinę.
-         Będę tam na czas – powiedziałam, rzucając torby na hol.
Wróciłam do pokoju i rozglądnęłam się, czy czegoś nie zapomniałam. Znalazłam kluczyki do samochodu na szafie.
-         Justin, muszę jechać do Scott’a! – krzyknęłam, bo chłopak był w innym pokoju.
-         Co? Czemu?!
-         Muszę odstawić mój samochód! – odpowiedziałam.
-         Cholera, czemu nie zrobiłaś tego wczoraj?
-         Nie pomyślałam – wzruszyłam ramionami. – Zrobię to teraz i spotkamy się na lotnisku – pocałowałam go w policzek i chwyciłam swoje torby.
-         Jedź bezpiecznie! – zawołał.
-         Postaram się – zażartowałam i zeszłam po schodach.
Wyszłam z domu, po czym zadzwoniłam do Scott’a.
-         Hej Scott, tu Ri. Przyjadę zaraz odstawić samochód. Możesz odwieść mnie na lotnisko? Nasz samolot wylatuje za mniej, niż godzinę.
-         Pewnie, nie ma problemu. Właśnie wracam do domu, zaraz będę.
-         Ok, dzięki.
-         Do zobaczenia później – zakończył rozmowę.
Wpakowałam walizki do bagażnika i wskoczyłam do samochodu. Nie chciałam się spóźnić na samolot. Chciałam się w końcu stąd wydostać.
Minęło kilka minut, a ja dotarłam do domu Scott’a. Jego samochód stał na podjeździe. Zaparkowałam koło niego, po czym wyjęłam telefon, żeby do niego zadzwonić, ale gdy się rozejrzałam, już szedł w moją stronę.
-         Hej, gotowa na rundę drugą?
-         Bardziej, niż gotowa – przyznałam.
-         To chodźmy, mamy 40 minut – wyjął torby z mojego bagażnika i włożył do swojego.
Weszliśmy do samochodu i od razu ruszyliśmy, nie marnując czasu.
-         Dziękuję za wszystko – powiedziałam.
-         Dziękujesz mi teraz za każdym razem, gdy się spotykamy – zaśmiał się.
-         Chcę ci pokazać, jak bardzo jestem wdzięczna – zaśmiałam się z nim.
-         Cóż, nie ma problemu – uśmiechnął się.
-         Tak się cieszę, że wracam w trasę i się stąd wydostanę. Było ciężko przez ostatnie dni – poprawiłam się na moim fotelu.
-         Wyobrażam sobie. Już niedługo będziesz robiła to, co kochasz – powiedział.
-         W końcu – wyszczerzyłam zęby.
Mój uśmiech zniknął, kiedy zobaczyłam samochód, jadący prosto na nas.
-         SCOTT, UWAŻAJ! – auto gwałtownie skręciło.
Krzyknęłam, a dźwięk zbijającej się szyby i uderzającego metalu obijał się o moje uszy. Nagle widziałam ciemność.
-         Kochanie? Ri, proszę, obudź się – usłyszałam szlochanie.
Moje ciężkie powieki utrudniły mi zobaczenie osoby, która mnie wołała. Ktoś chwycił moją rękę, więc ją ścisnęłam.
-         Jest przytomna!
-         Zawołajcie lekarza, szybko! – usłyszałam głos chłopaka. – Kochanie, otwórz oczy.
Czemu do mnie mówił? Rozwarłam powieki, po czym zobaczyłam szlochającego mężczyznę. Uderzył mnie lekko w policzek.
-         Wszystko dobrze, kochanie. Jestem z tobą – jego kojący dotyk zrelaksował mnie.
Zamknęłam ponownie oczy. Moja głowa pulsowała, więc chwyciłam się za nią i spróbowałam wstać.
-         Nie wysilaj się – usłyszałam inny głos.
Położyłam się z powrotem i usiłowałam ponownie otworzyć oczy.
-         Co się stało? – wymamrotałam.
-         Miałaś wypadek samochodowy – zobaczyłam faceta w szoku. Westchnęłam.
-         Wszystko ze mną dobrze? – spytałam słabo.
-         Miałaś wstrząs mózgu… - powiedział. – Jesteś cała potłuczona i masz złamaną nogę – skończył.
Zakryłam twarz, szlochając.
-         Jak będę tańczyć?!
-         Będziesz w stanie tańczyć za 6 tygodni – powiedział doktor.
-         Jutro występuję – zaczęłam płakać.
W sali można było słyszeć szepty, ale byłam za słaba, żeby odwrócić głowę. Mój wzrok dalej był rozmazany. Lekarz odkaszlnął.
-         Marissa, zadam ci kilka pytań, okej? – zamknęłam oczy i słabo pokiwałam głową. – Jak się dokładnie nazywasz?
-         Marissa Sophia Small – odpowiedziałam.
-         Ile masz lat?
-         19.
-         Dobrze, dobrze – usłyszałam kilka szeptów.
-         Twój numer telefonu?
-         (555) 556-8375
-         To jej stary numer! – ktoś powiedział.
-         Jak się nazywa twój menadżer?
-         Scott Deel.
-         A twój chłopak?
-         Orlando Rodriguez – odpowiedziałam.
Po mojej odpowiedzi usłyszałam kilka „nie” i szlochów. 
___________________________________
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ BODY ROCK
Dziękuję wszystkim za czytanie, komentowanie, wspieranie mnie. To było super przeżycie tłumaczyć to fanfiction. Wiele się nauczyłam, co można zaobserwować, czytając początkowe rozdziały i ostatnie. <<Tu możecie zobaczyć tłumaczenie z mojej perspektywy>>
A teraz... Czy będę tłumaczyła drugą serię? BĘDĘ! Ale jest jedno ale XD Jestem w 3 gim., co równa się z egzaminami i wybieraniem liceum. Chcę, żeby kolejna seria była porządnie dopracowana, żeby nie było dużo błędów, chcę popracować trochę nad nimi, więc zacznę publikować drugą serię dopiero w wakacje. Zmieni się adres bloga, więc o pierwszym rozdziale poinformuję tych, którzy teraz są informowani. 
Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia 28. czerwca!
PS: Zapraszajcie znajomych na tego bloga, ja i tak będę tu zaglądała, sprawdzała statystyki i czytała komentarze :D